top of page
  • Ela Cissowska

Dylematy nowoczesnej emerytki. Czy istnieje dieta cud?

Czy miałaś kiedyś wrażenie, czytając jakiś artykuł w prasie kobiecej czy na portalu dla kobiet, że ktoś, pisząc go, chyba miał Ciebie na myśli? Że to artykuł o Tobie?


Mnie się to zdarza coraz częściej, oczywiście, gdy sięgam po artykuły skierowane do mojej grupy wiekowej i pisane przez kobiety mniej więcej w moim wieku. Może właśnie dlatego czytam je jak własne historie i przeżycia.

Ostatnio wpadł mi w ręce artykuł o problemach z pozbyciem się nadprogramowych kilogramów. Historia jak z mojego życia.



Tak samo, jak bohaterka artykułu, za młodych lat, niezależnie co i ile jadłam, nie miało to żadnego wpływu na moją wagę, nawet po dwóch ciążach i rozwodzie ani kilograma za dużo.

Jakie to były wspaniałe czasy, jeść i pić swoje ulubione wino i nie przejmować się jakimiś kaloriami. Czy ja w tamtych czasach w ogóle wiedziałam, co to są kalorie? :-) W momentach dużego stresu nawet chudłam, może w tym wypadku miałam szczęście, że wtedy nie sięgałam ani do lodówki, ani po kieliszek.

Tak upłynęło jakieś 50 lat mojego życia, jedząc wszystko, na co miałam ochotę, a waga stała w miejscu. Aż pewnego dnia spodnie były jakieś za ciasne, bluzka rozchylała się na biuście, jakoś tak ciasno zaczęło się robić w żakietach czy sukienkach.



No i od tamtej pory się zaczęło, a to dieta Kwaśniewskiego czy Atkinsa, a to South Beach. Wszystko 0% tłuszczu, talerz pełen warzyw bez smaku, bo bez soli czy smacznego sosu sałatkowego.


Żadnych ciast, deserów czy lampki wina wieczorem. Coka Cola czy inne słodzone napoje i moje ulubione lody stały się wrogiem nr 1. A jaka byłam biegła i nadal jestem, w liczeniu kalorii czy cukru w cukrze.

Po szaleństwie poszukiwania diety cud, która miała sprawić, że wrócę do moich ulubionych ciuchów, zaczęłam pomału akceptować te kilka (naście) dodatkowych kilogramów i oddałam wszystkie ciuchy, w które już nie wchodziłam. Muszę jednak przyznać, że zostawiłam jedną, ulubioną sukienkę jako ostatnią iskrę nadziei. Leży w szafie już 12 lat. Może się kiedyś doczeka?


Wracając do jedzenia. Po przetestowaniu, chyba większości diet, bez długoterminowych rezultatów, w końcu zaczęłam koncentrować się na odżywianiu. Pamiątką po tamtych czasach jest cała półka poradników.

Ile ja na nie wydałam pieniędzy! No cóż, miałam nadzieję, że pomogą, tak jak zapewniali ich twórcy.



Teraz przede wszystkim zwracam uwagę na wartości odżywcze tego, co jest na moim talerzu. Wszystko gotuję ze świeżych składników i wyeliminowałam z jadłospisu wszystko, co zrobione z mąki i cukier.



Przez lata stworzyłam własną dietę, którą nazwałam Mądre Jedzenie i jest to raczej sposób odżywiania się niż dieta na 3 miesiące czy pół roku. Czy wróciłam do mojej wagi z młodych lat? Oczywiście, że nie, ale najważniejsze, że utrzymuję wagę i jestem zdrowa.

Poza dbaniem o to, aby na moim talerzu były zdrowe i świeże produkty stosuję dwie taktyki pomagające w kontroli wagi: 1. Jem mniejsze porcje mięsa czy ryby, więcej warzyw zielonych z pełnymi aromatu i smaku sosami sałatkowymi, ale z minimum kalorii. Sosy te robię zawsze sama. 2. Jem tylko 3 razy dziennie, mniej więcej o tych samych porach, przede wszystkim dlatego, aby lepiej kontrolować, ile jem. Pod słowem jedzenie rozumiem wszystko, co wkładam do ust. Jabłuszko czy gruszeczka, czy garść orzechów to też jedzenie, ale napój bez grama cukru, jedzeniem nie jest.

A co z ćwiczeniami spytacie? No cóż, nie jestem fanatyczką dużego wysiłku i potu spływającego z czoła.



Moją motywacją do ruchu jest zdrowie, a nie zrzucanie kilogramów.

Mam to szczęście, że mieszkam w pięknym nadmorskim miasteczku, gdzie prawie wszędzie dojdę piechotą a codzienne spacery nad morzem to bardziej uczta niż obowiązek. Jeśli mogę poradzić, to właśnie chodzić, a nie jeździć samochodem wszędzie gdzie się da.





Comments


bottom of page