top of page
  • Andrzej Zawadzki

Kobieta, która żadnej pasji się nie boi.

Występy, bieganie i niepoprawny optymizm – tak wyraziła się Barbara Tukendorf, pytana o to, jak scharakteryzowałaby swoją osobę. Biorąc pod uwagę rozległość pasji, przytoczona charakterystyka jest naprawdę największym skrótem.



Żeby opowiedzieć, kim jest Basia, a przede wszystkim czym się zajmuje, nie jest łatwo. To kobieta szalona, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jest modelką, influencerką, biegaczką, epizodystką, występuje w teledyskach, na scenie teatralnej i kabaretowej itd, itp.


Mam przyjemność znać Barbarę Tukendorf od mniej więcej dwóch lat, choć wcześniej przewijał mi się jej wizerunek, ale jednak głównie gdzieś tylko w mediach.


Barbara jest jednym z filarów grupy „Pora na Kabarecik”, do której to grupy mam przyjemność również należeć. To całkowicie społeczna inicjatywa, działająca dzięki pomocy Fundacji Pora na Seniora, na warszawskim Mokotowie. Grupa działa nieco ponad rok i w tym czasie zdołała przygotować cztery premierowe spektakle, z którymi występuje w różnych miejscach, a nawet na przeglądach twórczości amatorskiej. Członkowie grupy, w tym Basia, w dużej części sami piszą teksty skeczów, monologów, czy piosenek, potem nad nimi pracują aktorsko pod kierunkiem profesjonalnej reżyserki (też wolontariuszki), by wyjść z tym na scenę. Tym sposobem bawią się sami, ale też bawią publiczność, na co dowodów jest cała masa.



Basię nie jest trudno namówić na zwierzenia. Przyznaje otwarcie, że od zawsze kochała się w gwiazdach. Brigitte Bardot, Alain Delon, Belmondo, Claudia Cardinale i Sophia Loren, to były dla Basi ikony, jak to się dziś mówi. Był jednak jeszcze drugi obszar: sport i gwiazdy z krajowego podwórka: Irena Szewińska, Jerzy Kulej, Feliks Stamm. Była rozkochana w boksie! Wie doskonale, co to jest prawy sierpowy, lewy hak, unik itp.


— Byłam już na emeryturze, wnuki odchowane, zaczęłam szukać miejsca dla siebie. Była wtedy już Nasza Klasa, ruszał Facebook. Zaczął się projekt Atlas Warszawy, przy udziale artystów z Portugalii i Francji. Ja tam wybiegałam z innymi ludźmi i wypowiedziałam swoją kwestię do kamery. Zaraz potem zaczęłam się odchudzać. Schudłam 20 kilogramów, piękniałam, nabrałam wiatru w żagle — mówi w jednym z wywiadów.


Zaczęła biegać. Wystartowała od razu w półmaratonie. Kiedy za metą zaczęła się dziwnie czuć, usłyszała diagnozę: zawał serca. Po rekonwalescencji wraca do biegania z baypassami. Staje na starcie Wings for Life World Run i łamie nogę. Ale jej to absolutnie nie załamuje - po ośmiu tygodniach gipsu i po wyjęciu śrub, znów zaczyna biegać. I biega do dziś. Żeby było ciekawiej, nie biega tylko po płaskim, ale jej ulubionym zajęciem jest bieganie po schodach – im wyższy budynek, tym lepiej. W Polsce zdobyła już chyba wszystkie dostępne wysokościowce.



Swoją siedemdziesiątkę obchodziła w teatrze. Została standuperką po udziale w konkursie na ten rodzaj rozrywki. Jej występ tak się zaczynał: „No i co tak się ku**a gapicie? Myśleliście, że wyjdzie tu taka „szesnastka” przed pierwszym razem. A tu wyszła „siedemdziesiątka” i to po niejednym razie!” Podobało się wykonanie i tak się zaczęła przygoda z teatrem, która trwa dalej.

— Na paradzie seniorów, po serii nudnych wypowiedzi, ja po prostu zrobiłam szpagat. Do dziś to wszyscy pamiętają i pytają: Baśka, będzie dzisiaj szpagat? — wspomina.


W 1981 roku sprowadziła się z rodziną do Warszawy z Wałcza. Najpierw była sekretarką w kilku szkołach podstawowych, ale ta praca wyraźnie zaczęła ją po jakimś czasie nudzić, więc zamieniła zajęcie na bycie urzędnikiem w Telewizji Polskiej. Mówiła: „Halo, dzień dobry tu Komitet do spraw Radia i Telewizji „Polskie Radio i Telewizja”, Departament Inwestycji i Rozwoju, Sekretariat” I to ją kręciło, a ponadto pozwoliło poznać wiele znanych osób. Pewnego dnia dowiedziała się, że jest miejsce w redakcji sportowej. Sport to przecież jej pasja, więc szybko chwyciła się tej możliwości. Pracowała z Edwardem Mikołajczykiem, Włodzimierzem Szaranowiczem, Dariuszem Szpakowskim i z innymi tuzami telewizyjnego sportu.


Ale jest w życiorysie Basi również depresja. Opowiada publicznie o tym, jak leżała w łóżku, było jej wszystko jedno. Z depresji wyciągnął ją, co brzmi zaskakująco, Lance Armstrong. Brała tabletki, przysypiała, aż w pewnym momencie włączyła telewizor, a tam była relacja i komentarz z Tour de France. Komentatorzy mówili, co zrobił Armstrong. Tak ją to zaciekawiło, że obserwowała wyścig, emocjonując się jego walką o zwycięstwo, potem kupiła książkę o przejściach tego wielkiego kolarza. Pod wpływem opisanych w książce przeżyć, poszła na terapię.


Grała w etiudach studentów Warszawskiej Szkoły Filmowej, w teledysku Marii Peszek pokazała nawet gołe piersi, nagrała teledysk z Matą, a ojciec rapera nawet wspomniał o niej w swojej książce.


Przesłanie Basi dla młodych: Niech się zastanowią, ile życia marnują w korporacjach. Dobrze jest mieć odbicie, swoją pasję. Trzeba też ograniczać potrzeby, nie tylko mieć, ale też żyć, trzeba się trochę mniej otaczać różnego rodzaju gadżetami. To samo z przesadnym utrzymywaniem porządku, z przesadną modą na różne jedzenie…


A dla siebie: Żeby być zdrowym, bo to ważne. By szybko zakończyła się wojna w Ukrainie, bo z tym wiąże się mój stres i samopoczucie. Może jeszcze przebiegnę maraton. Marzy mi się też, żeby zagrać babę - taką pijaną kobitę, starą babę z meliny!

Żałuje też, że w Oskarach nie ma kategorii „Amatorka 70+”, bo byłaby gwarantowanym laureatem. Trochę zaskakujące są te marzenia i z jakże różnych obszarów, niemniej życzymy Basi, by wszystkie udało się zrealizować.

Zdjęcia Barbary Tukendorf pochodzą z jej prywatnego archiwum, a zostały zrobione w trakcie występów grupy „Pora na Kabarecik”


Andrzej Zawadzki

Comments


bottom of page