top of page
  • Andrzej Zawadzki

Rikszą po Hanoi

Za oknami robi się coraz chłodniej, może więc warto – przynajmniej wirtualnie – wybrać się na wyprawę w jakieś cieplejsze, a przy tym egzotyczne dla nas, regiony.


Do krajów, które nie tylko ze względu na ich egzotykę, warto odwiedzić i zachęcić do tego innych, należy niewątpliwie Wietnam.


Trochę historii, w której nasze pokolenie uczestniczyło.

Mojemu pokoleniu kraj ten (a nawet dwa kraje) kojarzy się przede wszystkim ze straszną wojną, o której byliśmy informowani przez długie lata, nie zawsze zresztą do końca prawdziwie.


Wojna wietnamska, zwana też drugą wojną indochińską, albo amerykańską interwencją w Wietnamie (to nasze media), toczyła się na Półwyspie Indochińskim - nie tylko na terenie Wietnamu - w latach 1955–1975. Wcześniej (1946–1954) trwała na tych terenach I Wojna Indochińska, która doprowadziła do wycofania się Francji. Wtedy, na mocy porozumień genewskich, Wietnam został podzielony wzdłuż 17. równoleżnika: na północy powstało komunistyczne państwo pod nazwą Demokratyczna Republika Wietnamu, a na południu Republika Wietnamu. Północ, wspierana przez ZSRR, rozpoczęła walkę z południem, któremu pomocy udzielały Stany Zjednoczone.


Po pewnym czasie okazało się, że skala zaangażowania amerykańskiego była olbrzymia, więc opinia publiczna doszła do wniosku, że komunikaty rządu o przebiegu wojny były zdecydowanie zbyt optymistyczne. Stało się jasne, że setki tysięcy żołnierzy amerykańskich, nie zdołają pokonać komunistycznych partyzantów.


Skutkiem tego był gwałtowny spadek zaufania do administracji ówczesnego prezydenta Johnsona i niezliczone protesty, zwłaszcza ludzi młodych. Straty były olbrzymie.

Waszyngton, mauzoleum poległych amerykanów w wojnie w Wietnamie

Będąc w Waszyngtonie można zobaczyć monumentalny pomnik ofiar wojny wietnamskiej, na którym wyryto prawie 60 tysięcy nazwisk. My z tej wojny pamiętamy z pewnością do dziś takie nazwy jak Wietkong, Dolina Mekongu, My Lai. Mieliśmy też na uczelniach kolegów stamtąd, bo państwa naszego obozu kształciły kadry dla Północnego Wietnamu. Takie skojarzenia nasuwają się, gdy dziś leci się (bezpośrednio) te kilka godzin do Wietnamu.


Wietnam dzisiaj.

To zrozumiałe, że w Wietnamie – mimo upływu lat - można niemal na każdym kroku znaleźć liczne pomniki i ślady wojny.



Za najbardziej przemawiające do wyobraźni można uznać bunkry i ciągnące się kilometrami korytarze wydrążone pod ziemią w dżungli, które służyły partyzantom do przemieszczania się i jako schrony przed nalotami.


Niektóre z tych tuneli są udostępniane turystom do obejrzenia, jak również do pokonania osobiście i zapoznania się z trudami przemieszczania się w podziemnym labiryncie.

Wietnam jest jednym państwem od 1996 roku. Oficjalnie jest to Socjalistyczna Republika Wietnamu, łącząca dwa dawne kraje, które rozwijały się zupełnie inaczej.



Określenie „socjalistyczna” w nazwie jest nieco mylące, albowiem pod względem struktury własności gospodarki jest to raczej chiński model socjalizmu. Na każdym kroku widoczna jest niezwykła przedsiębiorczość Wietnamczyków.


Mimo zjednoczenia widać jednak różnice pomiędzy południową i północną częścią kraju. To trochę tak, jak po dokonanym kilka lat później, zjednoczeniu państw niemieckich, gdzie też różnice rzucają się w oczy. Tu, w Wietnamie, przede wszystkim widać istotną różnicę w wyglądzie ulicy w mieście Ho Chi Minh (do 1976 roku noszącym nazwę Sajgon i będącym stolicą Południowego Wietnamu) i Hanoi, stolicy kiedyś Północnego, a dziś zjednoczonego Wietnamu.



Już nawet pobieżny rzut oka na miasto Ho Chi Minh w pełni uzasadnia funkcjonujące u nas określenie „sajgon” na sytuację, w której jest duże zamieszanie, rozgardiasz, natłok bodźców. Przy czym w przypadku tego wietnamskiego miasta to tylko pozory. Mimo olbrzymiego natężenia ruchu motorowego i pieszego na ulicach, mimo mnogości wszelkiego rodzaju punktów gastronomicznych, handlowych i usługowych, wszystko wydaje się funkcjonować w niezwykłej harmonii.


Być może nieuprawnione jest to porównanie, ale dla mnie ulica w Ho Chi Minh wyglądała jak okolica mrowiska, gdzie jest duży ruch, ale tylko pozornie jest on nieskoordynowany – każdy Wietnamczyk i każdy kierowany przez niego pojazd wie dokładnie gdzie i jak się ma poruszać w tym gąszczu. Na ulicę każdy wyjeżdża i wychodzi na własną odpowiedzialność, chciałoby się powiedzieć.


Stare Hanoi - trochę to przypomina włoskie uliczki

Z kolei Hanoi to połączenie starego miasta z okresu Indochin z rozrastającymi się w niebywałym tempie nowymi osiedlami, złożonymi z blokowisk na niewyobrażalną wręcz skalę. Trochę na wzór miast chińskich.


Nowe Hanoi

Zabytkowych budowli jest również wiele. Poza tym w Hanoi warto zobaczyć Świątynię na Jednej Kolumnie oraz Świątynię Literatury. Wszelkiego rodzaju monumentalne świątynie, pałace i inne budowle robią wrażenie.



Jako ciekawostkę polecam zwiedzenie imponującego kompleksu w Tay Ninh - głównego ośrodka synkretycznej religii. To światowa stolica kaodaizmu, monoteistycznej religii wietnamskiej, której nazwa pochodzi od imienia boga Cao Dai, co oznacza „Najwyższego Pana”.


Niezależnie od tego, że jest to raczej marginalna religia w skali światowej, obiekt wart jest zobaczenia, nie tylko ze względu na swą wielkość. Jest to ponoć jedna z większych atrakcji turystycznych dla przybyszów z zagranicy.

Robiącym wrażenie punktem podróży po Wietnamie jest wizyta w Mauzoleum Ho Chi Minha (1890-1969) w Hanoi. Osoba ta jest otaczana wielkim kultem i tysiące Wietnamczyków stoją karnie w długich kolejkach w zupełnej ciszy, by przejść przed trumną wodza walk narodowo-wyzwoleńczych. Może to w nas, Polakach, przywoływać wspomnienia z dawnych lat i zza naszej wschodniej granicy, ale Wietnamczycy podchodzą do tego z nabożeństwem.


Mauzoleum Ho Chi Minha

Na szczęście, dla zagranicznych turystów są inne drogi przejścia, więc – choć również trzeba przestrzegać zakazów i ograniczeń – wizyta nie jest tak długa i męcząca, stanowi natomiast niewątpliwie ciekawostkę z zakresu tamtejszej obyczajowości.

W programie zwiedzania są również inne miejsca związane z kultem przywódcy: „Domek na Palach”, czyli prywatna rezydencja; samochody, których używał; liczne zdjęcia i inne pamiątki.


Wietnam to wspaniała przyroda i krajobrazy.

Ale jednak do Wietnamu warto się wybrać głównie ze względu na przyrodę. Już sam przejazd mostem przez rzekę Mekong robi wrażenie.


A szczytem rozkoszy dla oczu jest niewątpliwie Hạ Long – zatoka w północnej części Wietnamu, odnoga Zatoki Tonkińskiej, leżąca na południowy wschód od Hanoi. Zajmuje powierzchnię 1500 km², na której rozsianych jest ok. 1900 skalistych wysp i wysepek w formie wapiennych słupów wyłaniających się wysoko ponad powierzchnię wody. Do tego niezliczona mnogość jaskiń i grot. W rosnących tam lasach deszczowych występuje duża różnorodność świata zwierzęcego i roślinnego.


Od 1962 roku zatoka jest w Wietnamie pomnikiem krajobrazowym, a od 1994 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pływa się po zatoce małymi stateczkami, lawirując pomiędzy skałami. Na statku jest barek, sklepik z pamiątkami, a także istnieje możliwość zejścia do małych łódek, by popływać jeszcze bliżej skał o najróżniejszych kształtach. Jeśli tylko dopisze pogoda, widoki i wrażenia są naprawdę zapierające dech w piersiach.


Kiedy najlepiej jechać do Wietnamu?

Wietnam ma ponad 100 mln mieszkańców i jest piętnastym, pod względem wielkości populacji, państwem świata. Kraj znajduje się w dwóch strefach klimatycznych. Na północy panuje klimat zwrotnikowy wilgotny, na południu – równikowy wilgotny (odmiana monsunowa).


Wspaniała roślinność

Jeśli cenicie suche i ciepłe lato, polecam Wam wyprawę do Wietnamu zimą – wtedy panują tu przyjemne, zrównoważone temperatury, oscylujące wokół 25-28 stopni Celsjusza. Latem jest tu zdecydowanie bardziej wilgotno, parnie i duszno, a temperatury sięgają nawet 40 stopni Celsjusza. Od maja do listopada padają natomiast obfite równikowe deszcze.



Wietnam Północny uchodzi za chłodniejszą część kraju. Można tu zaobserwować cztery okresy, porównywalne do naszych pór roku. Jeśli już się jedzie tak daleko, warto wybrać porę, w której będzie można zobaczyć jak największą część tego, rozciągniętego na ponad 1,5 tys. km kraju.



Wydawać by się mogło, że kuchnię wietnamską, z racji wielu barów funkcjonujących w kraju, znamy nieźle. Nic bardziej mylnego. Podróżujący wiedzą, że smaku potrawy nie da się przenieść tysiące kilometrów. Nie tyko okoliczności spożywania, ale przede wszystkim surowce, a jeszcze bardziej przyprawy, decydują o jakości jedzenia. Pod tym względem Wietnam z pewnością należy do przodujących miejsc na świecie.


Jedną z niewątpliwych atrakcji pobytu są więc wizyty w tamtejszych restauracjach i barach, których jest oczywiście mnóstwo. Praktycznie w każdej posesji na parterze jest miejsce, gdzie kucharze na oczach gości przygotowywali natychmiast taką różnorodność dań, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Wszystko świeże, pachnące, dokładnie przyprawione. Jednym słowem pyszne, choć – przyznam szczerze – nazw nie zapamiętałem.


Autor w rikszy

Przejażdżka rikszą jest niewątpliwą atrakcją wietnamskiej stolicy. Patrząc na mnóstwo poruszających się z niebywałą zręcznością wszelkiej maści skuterów i motorowerów, trudno sobie wyobrazić początkowo, że gdzieś między tym wszystkim mogą poruszać się - z natury znacznie wolniejsze, wręcz ociężałe - riksze napędzane siłą filigranowych często Wietnamczyków. A poruszają się z taką gracją, że aż dziwne, że nie widać oznak zdenerwowania innych uczestników ruchu na poruszający się relatywnie szeroki rower. Do tego nie było problemów z zatrzymaniem się i zrobieniem pamiątkowego zdjęcia. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że wynagrodzenie za przejażdżkę rikszą zależy w pewnym stopniu od wagi turysty. Osoby wagi takiej, powiedzmy, papierowej, mogą zająć we dwie miejsce, więc opłata będzie niższa. My korzystaliśmy ze zbiorowego najmu riksz, więc pedałujący wybierali sobie pasażerów z grupy. Żartowaliśmy, że oceniają naszą wagę na oko, a pasażerów dobierają do swojej aktualnej kondycji i formy.


Andrzej Zawadzki

Comments


bottom of page